Nasz 15 już Sywester w Stefanówce

Pamiętam, że gdy przenosiliśmy Stefanówkę, rodziły się pewne obawy, że teraz do końca życia będziemy tylko jeździec w Bieszczady. I nic poza tymi Bieszczadami już nie zobaczymy. To prawda, że pierwszy raz byłem tu w 1976 roku, a tak naprawdę samodzielnie i regularnie jeżdżę w Bieszczady od 1982 roku...ale również i trochę świata udało się zwiedzić razem, tak rodzinnie bądź z przyjaciółmi.
W czasie tych wszystkich lat, nasze dzieci stały się dorosłe, nawet nie wiedzieć kiedy, a posadzone wokół drzewa przerosły nasz dom.

 

stokówka zimą

Od 2004 roku jeździmy do Stefanówki na Sylwestra. Była co prawda 3 letnia przerwa, kiedy dom był ostoją naszych Gości, ale ten etap już jest za nami. Teraz tylko my :).

Był kiedyś taki Nowy Rok, kiedy przy stole zasiadło do biesiady 14 naszych dobrych Znajomych. Przeważnie jednak tych prawie 500 km po ośnieżonych drogach odstrasza ludzi, więc naszą noworoczną wieczerzę przygotowywaliśmy przeważnie sami dla Siebie i naszych dzieci. Choć zawsze Goście, Ci odważniejsi na zimową wyprawę, są mile widziani przy naszym stole. To i odwiedzali nas o północy na kieliszek szampana tacy sami wariaci, co w Bieszczadach znależli swoją przystań i wytchnienie.

przyslop

Zauważyliście ile razy serce rwało gdzieś daleko a przyziemne sprawy zatrzymywały was w domu , tak dla obowiązku? Przecież to tylko 2 dni - mówicie. Zapewne dla większości osób jest to standard, ale nie dla nas "noszących głowy w chmurach".

Świecką tradycją w Stefanówce już się stało pieczenie chleba, takiego pszennego "gnieciucha" oraz przygotowanie ziołowego masła, ale takiego z dużą ilością czosnku. W kominkach palił się ogień dając rozleniwiające ciepło a z kuchni rozchodziły się zapachy pysznych potraw wyczarowanych "prawie z niczego i ze wszystkiego". Najczęściej głównym daniem była i nadal jest pieczona perliczka w pomarańczach. Na stole zawsze był wybór wyśmienitych trunków / nalewek własnej roboty. Najczęściej z lokalnej odmiany dziko rosnących "węgierek", co na jesieni ma konkurencję u ludzkich i niedzwidzich zbieraczy.

chleb

Za oknem przeważnie padał wtedy śnieg, a czasami w okresie Nowego Roku temperatura spadała poniżej -20 stopni Celsjusza. Zawsze jednak w domu było ciepło a w saunie można było wygrzać kości przemrożone na spacerze czy nartach. Przecież i tu w Bieszczadach jest kilka wyciągów "wyrwirączek" a trasy oferują wyśmienite warunki na biegóweczki.

Z tym śniegiem i ciepłem nie jest jednak tak do końca i zupełnie prosto. Na codzień w okresie zimy, w Stefanówce nikt nie odśnieża, zatem podjazd do domu i cała droga dojazdowa jest bardzo zaśnieżona. Dom jest niewygrzany. A więc zanim stanie się przyjemnie i ciepło, trzeba trochę namachać się łopatą oraz wypalić kilka wsadów drewna w kominkach, zanim to ciepło "wsiąknie w sprzęty, ściany i podłogę. Ktoś powie: po co się męczyć? Nie lepiej wykupić wczasy lub zostać w domu? Otóż nie!

Powiem Wam, że najpiękniejsze wspomnienia mam z Bieszczadów i z Stefanówki. Nasze dzieci po prostu się tu wychowały i tak po ludzku i po prostu, uwielbiają tu być, nawet nic nie robiąc. Tak daleko od zgiełku miasta i pogoni za codziennymi "smuteczkami". Czy dacie wiarę, że w nocy dzwoni w uszach, bo cisza jest tak dojmująca?

Każda pora roku ma swoje nastroje. Zima przy kominku, gdy z głośników sączy się jakaś muzyka "wiatrem i poezją pisana", a problemy pozostawiasz jakieś 500 kilometrów za sobą, jest magiczna i łatwiejsza do przejścia powoli do nawiosny, gdy wszystko budzi się do życia...i chce znów się żyć!

No i "Scrabble"... Czy tak na co dzień gracie ze swoimi dziećmi np. w Srabble lub w kalambury? Tu tak się spędza wieczory. Ze sobą lub po prostu z książką i kieliszkiem czerwonego wina, a nie z telewizorem i pilotem.

Tak więc już po raz 15 byliśmy tu, gdzie czas spowalnia.

stefanowka zimą